środa, 27 marca 2013

Mam tyle myśli w głowie, że aż nie potrafię ich wyrazić. Kolejny raz pojawiają się dawne motywy, dochodzą nowe, inne przycichają. Brakuje mi ciszy, ale chyba tak naprawdę się jej boję.
Właśnie! Nie pisałam nic o weekendzie. Było genialnie. 
W piątek, Majdanek, straszliwie zimno, nie przypominam sobie innego dnia w życiu, w którym tak bardzo zmarzłam. Miałam problem ze skupieniem, tyle bodźców, bardzo ważnych, ale całość dziwnie się mieszała. Do tego bezustanne myśli o tym, że muszę ruszać kończynami, bo zamarznę. Na końcu z jednej strony szkoda było wychodzić przed zakończeniem, a z drugiej pojawiła się euforia związana z tym, że niedługo będę w domu. Potem niewiarygodnie szybki marsz i bieg na poprawę krążenia w zmęczonym ciele! Przy wyjściu zaskoczenie i pytanie chłopaka "Dziewczyny, jesteście z Polski czy z Ukrainy?". Chyba ostatnią rzeczą, o której mogłam pomyśleć wtedy było to, że zaraz będę udzielać wywiadu do radia. Przystojny był. 
Po powrocie do domu, wyjątkowo wczesnym, wyczekiwany mecz. Co mogę powiedzieć, szczególnie cieszyłam się z gola strzelonego przez Piszczka, mniej wryła mi się w pamięć przegrana. 
Sobota. Rano byłam ospała, delikatnie zagubiona, a jednak pozytywnie nastawiona. Z każdą godzina wszystko się rozkręcało. Dużo wnoszący do mojego światopoglądu, obiadowy "de volaille", potem Centrum Dnia, czas na skupienie i myślenie o tym, co najważniejsze w moim życiu. Grupa świetna, najlepsza integracja jaką pamiętam. Czas do kolacji bardzo przyjemny, sama kolacja (razem z kawką pokolacyjną) też z resztą niezwykle pozytywnie zaskakująca, oczywiście pod względem towarzyskim, chociaż kanapki też były spoko. Co było później? Koncert! Świetny, świetny, świetny. Luz, słowa, muzyka. Wszystko spójne, na wysokim poziomie, bogate w treść i ta genialna atmosfera. Koniec, ale nie w mojej głowie. 
Niedziela. Bardzo miło, świątecznie, radośnie i przyjaźnie. After party obfite w teksty godne zapamiętania.  Po powrocie do domu jednak to wszystko nie zdołało się utrzymać. Chyba powinnam się przyzwyczaić, ale chyba jeszcze nie umiem. 
Od poniedziałku siedzę w domku, chora, nieswoja. 
Troszkę się rozpisałam, dziś w innej formie, bo wyszło mi bardziej sprawozdanie. 
Kończę, bo muszę się zebrać, upiec babkę i zacząć się pakować. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz